niedziela, 28 kwietnia 2013

Ścigamy się

Czyli pierwszy mini maraton rowerowy.

Teoretycznie XC( cross country) jednak wszyscy przyznali,że gdyby nie podjazdy/podejście to byłoby to wydarzenie pokroju Enduro.

San Cristobal de Las Casas, Arcotete 28.04 8.00, przyjeżdzamy i nie ma nikogo. Zapisy miały być o 8:30,ale oczywiście wszystko się spooooro opóźniło- meksykański standard:)

Wybieramy się na obchód trasy. Jest nas 3. Krótka bo raptem 3km za to naszpikowana podjazdami, trudnymi kamienistymi zjazdami, i nawet podbierzkami ( te mnie zupełnie wykończyły). Momentami poważnie zastanawialiśmy się czy nie narysowali strzałek na odwrót,ale jak się później okazało trasę pokonywaliśmy w dobrym kierunku.

A dlaczego nie XC? Bo nie było płaskiego, bo zjazdy to nie wiatr we włosach,a manewrowanie między kamieniami z tyłkiem nad tylnym kołem i to wszystko 4 razy. Kategorii było sporo ( 4 dziecięce, wiekowe master 30, 40 i 50, średniacy 15-29 lat w tym ja, kobiety oraz PRO). Wysokość 2100 m n.p.m raczej nie pomagała i o ile siły w nogach nie brakło to już tlenem były problemy. Nie zasłabłem, nie zwymiotowałem, za to 2 razy miałem bliski kontakt z podłożem ( lekki uślizg- nic poważnego, drugi już nieco bardziej widowiskowy bo przy szybszym zjeździe przeleciałem nad kamolem i upadłem na bok. Poza zadrapaniami i siniakami wszystko ok i momentalnie wróciłem na trasę).

Ogólnie poszło całkiem nieźle. 4 miejsce na ok 10 uczestników ( w mojej kategorii, w tym większość powyżej 20stki) to dla mnie sukces i szczerze to nawet pozostał apetyt na więcej:)

Foto:

Tuż po starcie

Wredny odcinek

Kamieniście

Drugie albo trzecie okrążenie

Podobno co drugi się przynajmniej raz wyłożył

Fotograł miał refleks:)

Szybszy odcinek

4 -tuż za podium

Przez wiszący most też trzeba było przejechać

Meta


Tak wiem, po zdjęciach wcale nie widać,żeby było nie wiadomo jak ciężko, jednak najtrudniejszych odcinków póki co brak,a dwa,że tak było i już;)