Glosno, tloczno, ruchliwie
wszedzie te przeklete smierdziawki motorynki, w kazdy zaulek sie wcisna
kobry,weze, zebracy, czerwien i mocne slonce
tani i przepyszny sok z pomaranczy, codziennie; dwa; a co
oszukuja jak moga, naciagaja, zle reszte wydaja
zgraje turystow, zewszad; roznie ubrani, roznie zwiedzajacy
piekna architkektura,klimat i mieszanka kultur
ciasne uliczki, mrok i uryna
kudlate koty,glowy koz, slimaki za 2zlote
dlugi sen, tani hostel, dlugie pogawedki z ludzmi
tak 3 dzien
czas ruszac
w gory
takie prawdziwe
moze krotki postoj pod jednym z osniezonych szczytow, jakas wycieczka piesza; kto wie
milion mysli
w glowie meksyk
a trzeba nakupic tunczyka, ryzu i grochu
dobrze jest......
:)
czwartek, 23 lutego 2012
środa, 15 lutego 2012
Maroko,Maroko
Po nieco nerwowej lecz co najwazniejsze udanej i bezproblemowej przeprawie promowej przez Morze Srodziemne, nadszedl czas na poznanie docelowych ziem.
Obecnie jestem w Rabacie, z ktorego jutro ruszam wybrzezem na poludnie, kierujac sie pozniej w kierunku Marakeszu. Co ciekawe, temperatury nieco nizsze niz na poludni Hiszpanii, zwlaszcza nad ranem gdzie po wyjsciu z namiotu wszystko pokrywa szron. Na szczescie raptem po dwoch godzinach slonce robi swoje i trzeba sie systematycznie pozbywac kolejnych warstw ubran. Geba czerwona, reszta ciala jak byla biala taka dalej pozostala;P Moze to nieco smiesznie wygladac,ale poczekamy na rozwoj wydarzen hehe
Padl tez pierwszy tysiac i organizm przyzwyczail sie do regularnego krecenia. Przed samym Rabatem krajbraz sie zmienil i to na minus. Wczesniejsze pogorki z licznymi zakretami i malowniczymi poletkami zamienil sie w monotonna rownine, pojawil sie waitr wraz z smierdzacymi ciezarowkami. Mimo obranego kierunku na kilkumilionowe miasto trasa powinna byc lepsza bo krajowka leci bokiem,a ja pedalowal bede nitka przy samym morzu.
Ciekawym doswiadczeniem byl widok opatulaonych tubylcow w czapki i zimowe kurtki za to w....klapkach, na dodatek czasem bez skarpetek. Twardzi sa, trzeba im to przyznaa:)
PS: Dzisiejszy post zawdzieczamy boskiej klawiaturze "QWERTY" posiadanej przez Fahda, Marokanczyka u ktorego przbywam w stolicy
Obecnie jestem w Rabacie, z ktorego jutro ruszam wybrzezem na poludnie, kierujac sie pozniej w kierunku Marakeszu. Co ciekawe, temperatury nieco nizsze niz na poludni Hiszpanii, zwlaszcza nad ranem gdzie po wyjsciu z namiotu wszystko pokrywa szron. Na szczescie raptem po dwoch godzinach slonce robi swoje i trzeba sie systematycznie pozbywac kolejnych warstw ubran. Geba czerwona, reszta ciala jak byla biala taka dalej pozostala;P Moze to nieco smiesznie wygladac,ale poczekamy na rozwoj wydarzen hehe
Padl tez pierwszy tysiac i organizm przyzwyczail sie do regularnego krecenia. Przed samym Rabatem krajbraz sie zmienil i to na minus. Wczesniejsze pogorki z licznymi zakretami i malowniczymi poletkami zamienil sie w monotonna rownine, pojawil sie waitr wraz z smierdzacymi ciezarowkami. Mimo obranego kierunku na kilkumilionowe miasto trasa powinna byc lepsza bo krajowka leci bokiem,a ja pedalowal bede nitka przy samym morzu.
Ciekawym doswiadczeniem byl widok opatulaonych tubylcow w czapki i zimowe kurtki za to w....klapkach, na dodatek czasem bez skarpetek. Twardzi sa, trzeba im to przyznaa:)
PS: Dzisiejszy post zawdzieczamy boskiej klawiaturze "QWERTY" posiadanej przez Fahda, Marokanczyka u ktorego przbywam w stolicy
czwartek, 9 lutego 2012
Tuz przy Afryce
Bo w Maladze a to doprawdy niedaleko.
Plan trzeba było nieco zmodyfikować. Dojazd na południe Hiszpanii z rowerem jest problematyczny. Linia Alsa (autokarowa) jako jedyna ma regularne połączenia chociażby z Malagą. Cena 80euro do tego 10euro za rower plus 10euro za jego spakowanie w przypadku braku kakrtonu jak to miało u mnie miejsce gdyż ten został wyrzucony na lotnisku w Barcelonie tuż po przylocie i złożeniu roweru.
Zamiast prosto do Malagi pojechałem pociągiem do Valenci gdzie spędziłem noc w hostelu przy okazji zwiedzając na dwóch kółkach miasto. Bardzo sympatyczna starówka, jest co oglądać i gdzie pójść. Potem pociągiem do Murcia i tam już rowerem jechałem ku południu. Generalnie połączen kolejowych z samym południem jest mało. Andaluzja pod tym względem to pustkowie. Co więcej, osobie podróżującej z rowerem pasują tylko regionalne pociągi ( AVE czyli szybka kolej odpada),a do tego nie każdy z nich ma miejsce na rower ( a tych można przewieźć trzy).
Tak czy inaczej, pociągi nowe, zadbane i przyjazne podróżnym. Do tego widoki na mojej trasie były przednie i pozwoliły poznać nieco lepiej nieznaną do tej pory Hiszpanię,a przynajmniej jej wybrzeże.
Średnia z pierwszych kilku dni nie powala, mimo,że dziennie udało się dokręcić tą setkę. Wiatr, nasz ukochany niewidoczny kolega potrafi uprzykrzyć oglądanie najpiękniejszych klifów, plaż i okolic jeśli mowa o pokonywaniu trasy z siodełka. Czasem milkł,a czasem pomagał ( bardzo rzadko:P) jednak jestem w Maladze. Przerwa dwudniowa, czyli odpoczynek dla 4 liter i nóg wskazana. Konieczny jest również rzut oka specjalisty bo z roweru a dokładnie z jego środka, bo pewnie chodzi o suport, dochodzą niepokojące trzaski. Nowy jest, mam nadzieję,że kwestia dokręcenia i obędzie się bez kosztowniejszych interwencji.
Poza tym git. Temperatury około 15 stopni, masa słonca i powoli powoli powstaje rowerowa forma,która się bardzo przyda przez najbliższe setki kilometrów. Dziś nieco sucho i dziennikowo dziennikarsko bym rzekł,ale weny brak,żeby posilić się na refleksje czy ciekawsze sprawozdanie. Za parę dni Afryka ( raptem jej czubek,ale zawsze) i pewnie mniej kręcenia,a więcej zwiedzania, zatrzymywania i wyciągania aparatu z sakwy:)
Plan trzeba było nieco zmodyfikować. Dojazd na południe Hiszpanii z rowerem jest problematyczny. Linia Alsa (autokarowa) jako jedyna ma regularne połączenia chociażby z Malagą. Cena 80euro do tego 10euro za rower plus 10euro za jego spakowanie w przypadku braku kakrtonu jak to miało u mnie miejsce gdyż ten został wyrzucony na lotnisku w Barcelonie tuż po przylocie i złożeniu roweru.
Zamiast prosto do Malagi pojechałem pociągiem do Valenci gdzie spędziłem noc w hostelu przy okazji zwiedzając na dwóch kółkach miasto. Bardzo sympatyczna starówka, jest co oglądać i gdzie pójść. Potem pociągiem do Murcia i tam już rowerem jechałem ku południu. Generalnie połączen kolejowych z samym południem jest mało. Andaluzja pod tym względem to pustkowie. Co więcej, osobie podróżującej z rowerem pasują tylko regionalne pociągi ( AVE czyli szybka kolej odpada),a do tego nie każdy z nich ma miejsce na rower ( a tych można przewieźć trzy).
Tak czy inaczej, pociągi nowe, zadbane i przyjazne podróżnym. Do tego widoki na mojej trasie były przednie i pozwoliły poznać nieco lepiej nieznaną do tej pory Hiszpanię,a przynajmniej jej wybrzeże.
Średnia z pierwszych kilku dni nie powala, mimo,że dziennie udało się dokręcić tą setkę. Wiatr, nasz ukochany niewidoczny kolega potrafi uprzykrzyć oglądanie najpiękniejszych klifów, plaż i okolic jeśli mowa o pokonywaniu trasy z siodełka. Czasem milkł,a czasem pomagał ( bardzo rzadko:P) jednak jestem w Maladze. Przerwa dwudniowa, czyli odpoczynek dla 4 liter i nóg wskazana. Konieczny jest również rzut oka specjalisty bo z roweru a dokładnie z jego środka, bo pewnie chodzi o suport, dochodzą niepokojące trzaski. Nowy jest, mam nadzieję,że kwestia dokręcenia i obędzie się bez kosztowniejszych interwencji.
Poza tym git. Temperatury około 15 stopni, masa słonca i powoli powoli powstaje rowerowa forma,która się bardzo przyda przez najbliższe setki kilometrów. Dziś nieco sucho i dziennikowo dziennikarsko bym rzekł,ale weny brak,żeby posilić się na refleksje czy ciekawsze sprawozdanie. Za parę dni Afryka ( raptem jej czubek,ale zawsze) i pewnie mniej kręcenia,a więcej zwiedzania, zatrzymywania i wyciągania aparatu z sakwy:)
czwartek, 2 lutego 2012
Barcelona
Rower dolecial w komplecie i dobrym stanie. Reszta bagazu tez wiec mozna go bylo pozniej zlozyc co poszlo calkiem sprawnie. Niemal caly dzien czekania na lotnisku w Poznaniu uplynal calkiem szybko. Po czesci z racji przeczytania od deski do deski kilku gazet i paredziesiecu stron,ale rowniez za sprawa towarzyszy podrozy, ktore bo mowa o dwoch niewiastach i to jeszcze z tego samego rocznika lecialy rowniez tam gdzie ja. W samolocie siedzilismy razem we troje wiec na ziemii hiszpanskiej znalezlismy sie niemal blyskawicznie. Milo sie gawedzilo, potem po przylocie posiedzielismy chwile razem ( ja skladalem rower) po czym kazdy rozjechal sie w swoje strony.
Trasa z lotniska poszla calkiem gladko. Jedzie sie non stop w linii prostej wiec zgubic sie trudno. Adres noclegu juz nieco bardziej problematyczny,ale w koncu i to nawet o przyzwoitej porze dach nad glowa byl:)
A Barcelona?
Pierwszego dnia bylo mokro i nieprzyjemnie. Na dodatek, przygotowany na temperatury rzedu 14 stopni, lekko zmarzlem jako,ze front zimowy ze wschodu zbil slup rteci o polowe. Dzis czyli dnia drugiego, rowniez chlodnawo,ale za to sucho i ´niemal` slonecznie.
Miasto sprostalo oczekiwaniom i od razu chce sie w nim zamieszkiac. Cudna architektura, morze, multum atrakcji i jeszcze wiecej malutkich knajpek i barow. Narodowosci nie sposob zliczyc,ale jest kolorwowo i wielokulturowo. Turysci przeplataja sie z lokalsami i ciezko odroznic przyjezdnych od prawdziwych Katalonczykow ( poza aparatami rzecz jasna).
Centrum to platanina ciasnych i zadbanych uliczek jakie wprost uwielbiam i doprawdy nie wiem ile sie w nich razy pogubilem. Popoludniu juz na rowerze robilem to samo tylko w skali calego miasta. Minus dwoch kolek jest taki,ze nawet lewdo sie toczac jedzie sie za szybko i czasem trzeba wracac lub stanac zeby poogladac cos dokladniej:)
Jutro rano pociagiem do Valenci. MIala byc Malaga,ale jest problem z rowerem. Trzeba by brac kuszetke i to tlyko dla siebie co w rezultacie wyniosloby 180 euro. Kosmiczna kwota jak dla mnie wiec turlam sie regionalnym za 25€:) Potem sie zobaczy. Moze kawalek na poludnie innym regionalnym badz jako,ze mam gaz ( 4 butle,a az 4 poniewaz nie bylo duzych) wykorzystam rower. Generalnie dwie opcje sa okej, jeno chcialem skorzystac z mozliwosci noclegu o Maladzkich? mieszkancow, a tym trzeba podac orientacyjny czas przyjazdu;)
Tyle
Subskrybuj:
Posty (Atom)