niedziela, 22 lipca 2012

Rowerowo- Sima de Cotorras

Sima czyli taka dziura w ziemi, co była jaskinią i jej kiedyś strop opadł. A cotorras ponieważ żyją tam sobie papugi i przez -+ pół roku codziennie o świcie gromadnie wylatują na zewnątrz przerażliwie przy tym hałasując. Sam tego nie doświadczyłem ( jeszcze;)),ale jako,że weekend był rowerowy to w niedzielę podczepiłem się pod lokalną społeczność rowerową i wybraliśmy się poza miasto w teren.

Trasa krótka, nawet bardzo bo raptem 13km w jedną stronę. Na miejsce dojechaliśmy samochodami ( wycieczka w serii ' promujemy rowery' )tuż po iście barbarzyńskiej porze zbiórki w miejskim parku. Szósta zero zero heh. Głupim i naiwnym ja bom jeszcze się nie nauczył,że punktualnie to tutaj tylko wiadomości wieczorne nadają, przyjechałem o tej 5:55,żeby sobie poczekać jakieś 30 minut zanim wszyscy się zjadą, rowery zapakują ( zaczynam dostrzegać przydatność pick-upów) i w końcu wyjadą.

Po kolejnych 30 minutach jesteśmy na miejscu. Tym razem ogarniamy się bardzo sprawnie i jedziemy przed siebie. Trasa już kiedyś przebyta,ale na rowerze jeszcze nigdy. Telepie i to mocno. Zaschnięte zwały błota nie ułatwiają jazdy, czasem to nieco denerwowało bo widoki zacne a tu trzeba się skupiać i kolejny mijać. Potem jednak był szuter,a na koniec kamienie:)











A gdzie tytułowa Sima? Byliśmy przy wejściu i czekaliśmy na resztę ekipy. Według planu miało być śniadanie, szybka rundka wokół dziury i powrót. Nie było ani jedzenia,ani zwiedzania,na drugi raz trzeba mieć przynajmniej kanapkę;)

Na koniec część pojechała do domów, a część udała się na upragnione śniadanie już w Tuxtli.

Wycieczka krótka,ale udana. Ludzie naprawdę pozytywni, starają się rozkręcić idee pedałowania, organizują regularne ustawki i coś a la masa krytyczna. Jeszcze się z nimi nieraz wybiorę.

środa, 18 lipca 2012

Madresal

Madresal czyli sól matki (ziemii) była planowana od dawien,dawna, jednak chociażby dla tak banalnego powodu jak rosnący w siłę huragan o uroczym imieniu Carlotta, wyjazd nie doszedł do skutku. Jak się później okazało huragan potężny wcale nie był,a jak już to powędrował bardziej na północ, lecz zagrożenie poważne i nikt tutaj takich kaprysów pogody nie ignoruje.

Za drugim podejściem byliśmy ponownie u progu porażki, ale ostatecznie zebrała się czterosobowa ekipa i wyjazd się udał. I to jak!

Wiedziałem,że jest ładnie, odmiennie i można znaleźć dużo atrakcji,ale mimo wszystko byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Już na samym początku jest inaczej bo trzeba zostawić na parkingu samochód, zabrać wszystkie potrzebne rzeczy i załadować się na łódkę. Co ciekawe, od początku do końca wszystko jest nieźle zorganizowane i nie ma chaosu, co nie zawsze jest tu normą;)



Za 15 peso czyli jakieś 3,5 PLN łódka z przewodnikiem-sternikiem zabiera nas na krótką przejażdzkę pośród lasów namorzynowych aż dopłyniemu do...lądu, a w zasadzie do plaży odgrodzonej pasmem słodko słonej wody i owymi namorzynami. Widoki zacne. Wszystko dookoła zielone, dzikie i nieco tajemnicze. Woda ma raptem 2 metry głębokości,ale za to gdzieś przy dnie siedzą sobie krokodyle. Dla nich musimy wrócić w sezonie czyli okresie od września do marca kiedy mija pora deszczowa,a woda jest przejrzysta i dinozaury można sobie zwyczajnie podglądać w ich naturalnym środowisku.
Do tego mnóstwo ptactwa ( ponoć,nic nie widzieliśmy),ale inna sprawa,że wycieczka trwa jakieś 3h więc pewnie są lecz nieco na odludziu ( jeszcze większym).



Masa korzeni, cień, buczenie owadów, jest klimat.


Kukuryk



Tam gdzieś ktoś coś


Docieramy do można to nazwać ośrodka,a tam cisza, spokój, zero turystów. Domki są max 5 osobowe, 2 łóżka plus hamak ( nie dziękuję, nigdy więcej) w cenie 600 peso czyli -+ 150PLN. Cena naprawdę przystępna, bo w środku ładnie i przyjemnie. Drewno, dach z liści palmowych, moskitiery i nawet wiatrak jest. Ten jednak przestał dmać około tuż po północy kiedy to prąd się znudził i też poszedł spać.



Taki las w sumie;)


W niedzielę wywieszono czerwoną flagęmimo,że ocean był dość spokojny. Problem był nieco innej natury, otóż przy brzegu grasowały ławice mant- takie płaskie, szybkie ale za to z jadowitym lub po prostu ostro zakończonym ogonem. Nie są drapieżne,ale przestraszone czy nadepnięte atakują i potem boli. Na szczęście po jakiejś godzinie było ich znacznie mniej i z powrotem można było się kąpać.



Jak nie ma turystów to i śmieci nie ma.


Ekipa prawie w pełnym składzie: Cinthia, Lety, Oscar.


A na koniec zaczęło padać i padało jeszcze w Tuxtli, do rana:)


Oprócz tego? Smaczne ryby na obiad, zimne piwo po jak i przed i relaks,a no i gwieździste niebo nocą.



Garnki lepią


Weekend jak to ostatnio bywa poza Tuxtlą i tym razem niemal już standardowo po raz kolejny padło na San Cristobal de Las Casas, czyli jakby ktoś nie kojarzył, niewielką, urokliwie usytuowaną w górach ( 2100 mnpm) miejscowość, pełną wszelakich narodowości, kultur, smaków i kolorów. Każdy kto przyjeżdża do Chiapas lub jest tu tylko tranzytem w 99,9% zahacza o SCDLS. Chłodny jak na Meksyk klimat, piękne okolice i bujne życie pod każdym względem zatrzymuje ludzi na dłużej i lwia część obcokrajowców osiedla się na stałe prowadząc hostele, pensjonaty, restauracje, agencje turystyczne czy księgarnie.

Ostatnio zdjęć było mało,a wręcz wcale, to tym razem będzie sporo pstryków z drogi, ręki itepe czyli wszystko do czego przyzwyczaiłem się trochę już tutaj siedząc,a co dla innych może być nowe, nieznane i może nawet ciekawe:>

A dlaczego garnki lepią? Gdyż, aż, ponieważ w niedzielę wybraliśmy się na krótką wycieczkę do jeszcze mniejszej miejscowości, gdzie od praprapradziada, podobno, w ten sam niezmienny sposób tworzą najróżniejsze przedmioty z gliny. A robią to w rękach i bez koła i wychodzi im to naprawdę ładnie. A zwie się ona Amatenango.



Chatka Cinthi i meksykowóz. W niedzielę pogoda idealna, słonecznie i bardzo przejrzyście.


Buen Viaje czyli kolejna wioska po drodze.


Gołąbki


Prosiak się pasie


Przebijamy się przez główną ulicę miasta.


Mało kolorowa wieś


I jesteśmy. Cinthia, Brenda, Ruben.


Można wybrać wersję kolorową lub pomazać według własnego widzimisię, wybrałem opcję numer dwa,z tym że kto inny ma się zająć malowaniem;) Skarbonka pancernikowa ( te okrągłe w środku jest w trakcie aktu twórczego;p)


2


Kurki, gąski, jaguary, pawie i inne ćwirki. Dla mnie bomba.