środa, 18 lipca 2012

Madresal

Madresal czyli sól matki (ziemii) była planowana od dawien,dawna, jednak chociażby dla tak banalnego powodu jak rosnący w siłę huragan o uroczym imieniu Carlotta, wyjazd nie doszedł do skutku. Jak się później okazało huragan potężny wcale nie był,a jak już to powędrował bardziej na północ, lecz zagrożenie poważne i nikt tutaj takich kaprysów pogody nie ignoruje.

Za drugim podejściem byliśmy ponownie u progu porażki, ale ostatecznie zebrała się czterosobowa ekipa i wyjazd się udał. I to jak!

Wiedziałem,że jest ładnie, odmiennie i można znaleźć dużo atrakcji,ale mimo wszystko byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Już na samym początku jest inaczej bo trzeba zostawić na parkingu samochód, zabrać wszystkie potrzebne rzeczy i załadować się na łódkę. Co ciekawe, od początku do końca wszystko jest nieźle zorganizowane i nie ma chaosu, co nie zawsze jest tu normą;)



Za 15 peso czyli jakieś 3,5 PLN łódka z przewodnikiem-sternikiem zabiera nas na krótką przejażdzkę pośród lasów namorzynowych aż dopłyniemu do...lądu, a w zasadzie do plaży odgrodzonej pasmem słodko słonej wody i owymi namorzynami. Widoki zacne. Wszystko dookoła zielone, dzikie i nieco tajemnicze. Woda ma raptem 2 metry głębokości,ale za to gdzieś przy dnie siedzą sobie krokodyle. Dla nich musimy wrócić w sezonie czyli okresie od września do marca kiedy mija pora deszczowa,a woda jest przejrzysta i dinozaury można sobie zwyczajnie podglądać w ich naturalnym środowisku.
Do tego mnóstwo ptactwa ( ponoć,nic nie widzieliśmy),ale inna sprawa,że wycieczka trwa jakieś 3h więc pewnie są lecz nieco na odludziu ( jeszcze większym).



Masa korzeni, cień, buczenie owadów, jest klimat.


Kukuryk



Tam gdzieś ktoś coś


Docieramy do można to nazwać ośrodka,a tam cisza, spokój, zero turystów. Domki są max 5 osobowe, 2 łóżka plus hamak ( nie dziękuję, nigdy więcej) w cenie 600 peso czyli -+ 150PLN. Cena naprawdę przystępna, bo w środku ładnie i przyjemnie. Drewno, dach z liści palmowych, moskitiery i nawet wiatrak jest. Ten jednak przestał dmać około tuż po północy kiedy to prąd się znudził i też poszedł spać.



Taki las w sumie;)


W niedzielę wywieszono czerwoną flagęmimo,że ocean był dość spokojny. Problem był nieco innej natury, otóż przy brzegu grasowały ławice mant- takie płaskie, szybkie ale za to z jadowitym lub po prostu ostro zakończonym ogonem. Nie są drapieżne,ale przestraszone czy nadepnięte atakują i potem boli. Na szczęście po jakiejś godzinie było ich znacznie mniej i z powrotem można było się kąpać.



Jak nie ma turystów to i śmieci nie ma.


Ekipa prawie w pełnym składzie: Cinthia, Lety, Oscar.


A na koniec zaczęło padać i padało jeszcze w Tuxtli, do rana:)


Oprócz tego? Smaczne ryby na obiad, zimne piwo po jak i przed i relaks,a no i gwieździste niebo nocą.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz