wtorek, 26 marca 2013

Rowerowy weekend :Coatzcoalcos-Catemaco


Każdy weekend jest rowerowy jednak ten nie dość,że był długi ( święto Benito Juareza, prezydenta o indiańskiej krwi) to udało się nam czyli grupie lokalnych ujeżdżaczy górskich Kojoty:) zorganizować wypad to sąsiedniego stanu Veracruz na nieco dłuższy wypad.

Rekordy dość znikome bo 100km w terenie,ale normalnie takich dystansów w sobotnie poranki nie robimy,a do tego trasa też nieco odbiegała od naszych standardów. Jednak po kolei.

Jak na bractwo przypada, było organizacyjne spotkanie,załatwienie grupowych koszulek,podział pokojów i oczywiście transport.

Sobota 16.03 pakujemy rowery na przyczepę i w trasę.


Niektórzy mają nawet własne uniformy z imieniem i nazwiskiem oraz..grupą krwi hehe:)



I w drogę. Tereny na granicy stanu Chiapas i Tabasco oraz Veracruz bardzo malownicze. Sporo gór, rzek i zielono. Po przekroczeniu mostu Chiapas już tylko płasko jak stół.


Wylot z Chiapas:



Most:






3h później jesteśmy na miejscu. Organizacja pokojów, rozładunek rowerów i jedziemy do centrum Coatza (nad Zatokę Meksykańską) spróbować owoców morza. Niestety to co każdy mówi o zatoce i jej plażach to prawda. Jest brzydko, smierdzi i wszędzie walają się śmieci. Pemex czyli lokalny PKN Orlen i cały przemysł ropopodobny robi swoje i jakoś nikomu nie śpieszy się zadbać o porządek. Plusem jest to,że wzdłuż morza ciągnie się kilkukilometrowy bulwar.

Szybkie zakupy i robi się wieczór. Kurak na kolację i grzecznie o 23 spać.

4 zero zero pobudka, wpycham w siebie banany i kanapki z nutellą, załadunek rowerów na przyczepę i w drogę na start.


Na starcie całkiem sprawnie nam idzie. Jak przyjeżdzamy prawie wszyscy zwarci i gotowi. Parę słów od organizatora co do trasy i w drogę...No niezupełnie. Wpierw, ładujemy się na łódki,żeby dostać się na drugą stronę jeziora i zacząć pedałować.

Pamiątkowe foto:

I czekamy na transport:





Na łajbie nieco rześko, niektórym trochę mniej, innym bardziej

Dopływamy i zaczynamy kręcić. Początkowe kilometry asfaltem wzdłuż morza lecą miło i przyjemnie. Jest całkiem chłodno, do tego ładnie. Szybko następuję przegrupowanie na lajtowych i nieco mocniejszych i pniemy się szutrami w górę. I generalnie, w tym kierunku zmierzamy przez pół dnia. Asfaltu jak się okazało było o wiele za dużo ( jak na wypad XC) bo jakieś 35km. Do tego trasa została ułożona tak,że po każdej górce przychodziła następna, a po każdym zjęźdźie był dwa razy większy podjazd. Lubie się męczyć pod górę, jednak zawsze nagrodą wspinania się jest zazwyczaj męczenia amortyzatora i chłodzenie organizmu pędzeniem w dół. Tu tego zabrakło. Wszystkie podjazdy skumulowały się pod koniec jakieś 15 kilometrów przed Catemaco. Były długie, szybkie jednak skończyły się zdecydowanie za wcześnie:)



Jeden z trudniejszych fragmentów trasy. Nachylenie to jedno,a roboty drogowe to drugie.


Jezioro czyli prawie meta. Tutaj wszyscy zmęczeni,ale adrenalina na zjazdach robi swoje. Potem jeszcze tylko parenaście kilometrów prawym brzegiem do Catemaco i w końcu porządne papu.




Pod wieczór dojężdżamy do miasta czarownic czyli Catemaco. Miejsce zbiórki może i gdzieś było,ale nikt go nie znał i nie wiedział co i jak. Pod tym względem organizacja zawiodła. Tak samo jak na trasie gdzie w wielu miejscach nie wiadomo było gdzie jechać. Jednak na koniec wszyscy szczęśliwy i przeraźliwie głodni:)

2h później dojeżdzamy do hotelu w Coatzcoalcos. Szybki prysznic i sen.

Poniedziałek to już relaks. Jedziemy na miejski targ zjeść koktajl z owoców morza na śniadanie. Potem basen i popołudniu wracamy do Tuxtli.

Wyjazd naprawdę udany. Zgraliśmy się jako grupa. Zdaliśmy sobie wszyscy sprawę,że musimy więcej kręcić, również w środku dnia. Upał był największym wrogiem. Sam miałem potężny kryzys na asfaltowym podjeździe niemal w samo południe. Osobiście odwiedziłem nieznany mi dotąd stan i po raz pierwszy jeździłem w tak liczną grupą meksykańskich cyklistów.

Trasa sama w sobie była lekkim zawodem. Miały był ochy i achy,lecz ani widoki, ani teren nie rzucił na kolana. Dzięki temu każdy z nas docenił okolice Tuxtli i góry Chiapas.

Trochę zdjęć od znajomych już niechronologicznie:

Ćwirek:

1 komentarz:

  1. Ale zazdroszczę.Takie ciekawe okolice..
    To się nazywa wielki świat...

    OdpowiedzUsuń