poniedziałek, 18 lutego 2013

Puerto Arista

Czyli weekend nad Oceanem.

Plan był prosty. Skrzyknąć jak najwięcej ludzi na plażę i nacieszyć się zimnym piwem na słońcu. Miał jechać tłum, przybyło 8 osób ( a w zasadzie 4 bo tylko my zostaliśmy na noc),ale ci co byli nie załowali i zwyczajnie było miło.

Puerto Arista to ni ładna, ni brzydka mieścina nad Pacyfikiem. Ze wszystkich opcji jest najbliżej, ma najwięcej opcji noclegowych i co jest największym plusem, oferuje najsmaczniejsze owoce morza, lokalne wynalazki itp.



A no najważniejsze dla umysłu dorosłego dziecka to testy deski do bodysurfingu. Hasło nieco na wyrost bo ani ta deska wyczynowa,ani fale spore,jednak uzależnia i każdy kto spróbował z wody wyjść nie chciał.

Surfowanie to też za duże słowo bo trzeba się położyć na owej desce w momencie jak składa się fala i nieco odepchnąć. Tyle. Przy odrobinie szczęścia niesie tak aż do brzegu,a szczytem umiejętności jest skręcanie( zmiana toru poruszania się;P)

href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgQDkLm1j-zeYCaDTNMxmbp3NmC5DxMgisEWcr6rLiQa0r-U5tpjZiC26LqndIgE1J2Rn2sDWGzUP7XI-fl1dzs04tiY2KdcwrrbU3A64wVCvAFXCTZsUlhyWqhc9ubjJt1WLQ3Ld2cMVQ/s1600/IMG_0701.JPG" imageanchor="1" >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz