piątek, 11 maja 2012

Meksykolandia

Meksykolandia

Ziemia tortilli, szerokich kapeluszy, butów z wężowej skóry i wąsatych mocno przyrumienonych samców. No...nie do końca, a przynajmniej nie tam gdzie jestem i mieszkam czyli na południu w zielonyn stanie Chiapas i jego mało zielonej stolicy Tuxtli Gutierrez. O ile tej drugiej promował zbytnio nie ma jak to już lokalny odpowiednik województwa w moim przypadku graniczący z Gwatemalą niemal dosłownie kipi od atrakcji, miast a raczej miasteczek wartych odwiedzenia.

Jestem sobie tu znowu, drugi raz i wszystko wskazuje na to,że tak zostanę na konkretniej nieokreślony lecz jednak dłuższy czas. Serca nie sługa, czy jakoś tak heh. Najważniejsze, że dach nad głową już jest. Całkiem zacny z resztą bo karaluchy nie biegają, sąsiedzi butelkami po głowie się nie biją ( ani winnych nie rzucają), dzieci nie płaczą i gringo za blokiem nie linczują. Wprawdzie o żadnym z powyższych wydarzeń nitk ze znajomych nie wspominał, jednka zawsze to powód do radości,że wcale nie jest źle, a wręcz odwrotnie. Nieco poważniej to lokalizacja jest świetna, cena też,a w środku niezgorzej. Powoli, powoli , szuflady się zapełniają, rzeczy kupują, mebli przybywa, a człowiek przyzwyczaja się do nowych kątów, sprężyn w materacu i słabej żarówki w łazience.

Druga kluczowa kwestia mianowicie praca powinna się wyjaśnić na dniach. W zasadzie już wiem,że od czerwca mam etat za koleżankę, która wyjeżdza za swoim facetem do Anglii i jak wszystko pójdzie gładko zostanę na etacie na dłużej. Jako,że propozycja dotyczy jedynie godzin popołudniowych, przydałoby się popracować jeszcze rano, a i tutaj wiatr wieje ze sprzyjającej strony i od 18stego maja powinieniem zacząć wychodzić na prostą*.

Co poza tym?

Słońce, dużo słońca. Budzikowy termometr uparcie trzyma się minimalnej granicy trzydziestu stopni i ani drgnie.Rano, popołudniu, w nocy. Dlaczego w nocy? Bo w dzień wszystko się nagrzewa i nie puszcza aż do ....aż się człowiek przyzwyczaji lub do około września kiedy bywa chłodniej. Maj to niefortunny okres w Tuxtli, tak samo z resztą jak kwiecień. Jest najgoręcej w całym roku i przy 40stu stopniach i zerowym wietrze chcę się człowiekowi nic. Zwłaszcza takiemu wokół którego jeszcze niedawno każdy się cieszył,że mu nasturcje marzną, zimowe opony możnaby niedługo zmienić i działkę na sezon wyplewić.

Co jeszcze?

Rower by się przydał i tym razem na pewno będzie jednak musi trochę poczekać. Lista wydatków długa zwłaszcza że mieszkanie zastaliśmy z gołymi ścianami, pierdułek i rzeczy maluczkich jaki i tych większych brakuje multum przez co priorytety póki co nieco inne. Może i lepiej, w „chłodzie” rześko pedałować będzie. Jak się wyjaśni kwestia zarobków, powoli można rozmyslać nad długoterminową organizacją wolnego czasu. Ten może zostać nieco zakłócony przez zaistnienie możliwości prowadzenia własnych zajęć przygotowujących do pewnego egzaminu, lecz plan w powijakach i zobaczymy co z tego wyniknie. Tymczasem trzeci pokój stoi wolny i ja z moim wspólokatorem, również nauczycielem tyle że portugalskiego, nie wiemy czy go wynajmować czy może jednak przeznaczyć na miejsce do korepetycji. Czasu mam sporo,ale nie nudzę się,a to istotna sprawa. Dużo tu widziałem,a jak się zastanowić dłużej to mnóstwo przede mną do odkrycia, chociażby malownicza Boca del Cielo ( znana niektórym z filmu „ I Twoją matkę też”). I dobrze, przecież to Meksyk.


* Wpis powstał w weekend,a w poniedziałek się dowiedziałem,że praca owszem jest, godziny pasują, za to płaca znacznie poniżej oczekiwań jak i standardów..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz