środa, 16 maja 2012

Najgorszy miesiąc roku..

...okazał się wcale nie taki okropny. Dzieje się tak głównie za sprawą deszczu, który każdego dnia czai się tuż za otaczającymi Tuxtlę górkami. Trochę mu nie śpieszno,ale z drugiej strony w zeszłym roku o tej samej porze był gdzieś w okolicach....Aruby (nie, nie wymądrzam się, znalazłem coś nieznanego i daleko, i już O!:).

Słońce czasem walczy ze zbitymi chmurzyskami i generalnie przegrywa,ale nikt za bardzo z tego powodu nie ubolewa. Wczoraj w nocy nawet lało,a w pokoju temperatura spadła do przyjemnych 26 stopni. Dziś natomiast zbierało się, tłamsiło i przepychało na niebie,ale jakoś nic z tych manewrów nie wyszło bo najwidoczniej czas prawdziwych zlew jeszcze nie nastał.

Jest chłodniej, coś jeszcze?

Oprócz tego,że żyć się chce i szybciej zasypia to dobrą nawiną na horyzoncie będzie praca od poniedziałku i to w dwóch szkołach! Yiiihaaa! Tak naprawdę to razem wyjdzie ledwo pół etatu i dalej czasu będę miał co niemiara,ale postęp jest. Innymi słowami, pozytywne, pozytywne myślenie:)

Ku rozpaczy rodzicielki mej rodzicielki;) wszystkie znaki w niedziałającym telewizorze i wyłączonej mikrofalówce wskazują na to,że zabawię tu na dłużej. Tak to czasem w życiu bywa,że niesie człowieka gdzieś hen hen i potem nieprędko mu wracać. Decyzja o powrocie do Meksyku okazała się jedną z trafniejszych,a już na pewno jedną z fundamentalnych mojego krótkiego żywota. Wiem, jestem tu raptem moment. Czy będę tak samo uważał za parę miesięcy, rok, pięć? A żebym to ja tylko wiedział...Lepiej nie. Jestem szczęśliwy,a to kwestia kluczowa. Ehhh..:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz