Wyjeżdżając z Casablanki, przez którą starałem sie przejechać najszybciej jak tylko sie da, minął mnie samochód z dwiema energicznie machającymi rękoma osobami. On potargany i znajomy,a ona uśmiechnięta i również dziwnie kogoś juz poznanego przypominająca.
Początkowo wydawało mi sie,ze to kolejni kierowcy zainteresowani obladowanym rowerem jakich do tej pory widzialem dziesiątki. Niemal zawsze były to pozytywne doświadczenia jednak te zapamiętam na bardzo długo.
Brandon i Chrissy to młoda para Amerykanów pracujących w Casablance jako nauczyciele angielskiego. Tę konkretna dwójkę wyróżnia fakt, ze spotkaliśmy sie parę dni wcześniej podczas przeprawy promowej do Afryki. Mieli trochę dni wolnego i zwiedzali północną Hiszpanie.
Zaprosili mnie do swojego domu na noc.A ten jest nie byle jaki bo usytuowany tuz na plazy na przedmieściach miasta ,w większości z drewna i z niebywałym widokiem na ocean. Przestronne, funkcjonalne wnętrze w stylu domkow wakacyjnych znanych z pocztówek wysyłanych z ciepłych krajów pogarszających tylko samopoczucie i mizerny los znajomych zanurzonych w monotonii zycia codziennego na rodzimej ziemi.
Jakby wszystkiego było mało, akurat w czwartek przypadała liga kręgli organizowana przez lokalny klub, gdzie spotykali sie wszyscy nauczyciele koledżu amerykańskiego,żeby odreagować nawracanie topornych marokanskich nieletnich mózgów na właściwą drogę. Żartuję rzecz jasna. Zarówno uczenie i sama szkoła sprawia im sporo radosci i obije sie wydaja byc szczęśliwi.
Nie dość,że fajnie było sobie pogadać z ludźmi i pograć w kręgle to była to miła odskocznia od dotychczasowej rutyny każdego dnia. Do tej pory nie spotkałem sakwiarzy, ani włóczykijów z plecakami i nie było za bardzo dłuższego kontaktu z drugą osobą. Później takie spotkania, krótsze czy nieco dłuższe trafiały się w miarę regularnie czy to na trasie czy gdzieś pod dachem.
Gospodarze zapytani o wybór takiego a nie innego kraju wytłumaczyli,że chcieli czegoś odmiennego i do tej pory nigdy nie byli tak daleko. Dla nich zarówno Europa jak i Afryka to zupełnie nowe doświadczenie. Według mnie wybór jak najbardziej słuszny. Do Hiszpanii kilka godzin samochodem,a na południe od Maroka to już tylko jedna wielka przygoda. Kraj muzułmańskie to ciągle dla nich niedokończona księga,ale czują się komfortowo i przede wszystkim chcą go poznać lepiej.
Brandon w osobnym pokoju trzyma dwie deski do surfowania i z utęsknieniem czeka na rozpoczęcie sezonu,kiedy woda bedzie wystarczająca ciepla aby moc w niej pływać. Swoją pasje realizuje tez za oknem. Do końca kontraktu zostało jeszcze półtora roku wiec śmiem sądzić,ze pod koniec pobytu wyniesie sie na ponadprzeciętny poziom:)
Rankiem trzeba było się pożegnać. Oni pojechali na poranne zajęcia,a ja dalej na południe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz