sobota, 7 kwietnia 2012

Notatki z Maroka-Mhamed





Zbliża się godzina 18sta, czas szukania noclegu. Wiem,ze będzie noc w namiocie. Rozglądam sie za ustronnym miejscem, z dala od ludzi i samochodów. Generalnie o takie lokum w Maroku do tej pory nie było wcale tak łatwo. Przy polach zawsze sa ludzie albo pracujący na roli albo czekający przy głównej drodze na transport do domu. Ciężko o typowe odcinki pustkowia gdzie nie ma nic i nikogo ( mowa o polnocno-zachodniej czesci Maroka).

Stoi dwóch mężczyzn przy polnej ścieżce odbijającej od drogi. Wskazują na grupkę drzewokrzakow za płotem i pytam sie łamanym francuskim czy mogę tam robic namiot. Po pierwsze dobrze im z oczu patrzyło, po drugie miałem nadzieje,ze sa właścicielami tej ziemi. Okazuje sie,ze nie, ale coś dla mnie znajdą. Od tej chwili zdaję się zupełnie na nich. Rozmowa juz tylko po arabsku, stoję i słucham, mam iść gdzieś ‘tam’ za jednym z nich. Kolejny lokals, kolejna rozmowa, niby sie kloca,ale zaraz po tym śmieją wiec chyba jest dobrze. Idziemy! Tam, przed siebie, pokazuje palcem jeden z nich. No dobra.

Koniec końców po uprzednim władowaniu sie na wielka wydmę trafiłem do własnorecznie wykonanej chatki. Tym razem jest to prawdziwa chatka,bez cementu, zbednej technologii, prądu. Jednak w środku ma wszystko. Jest bramka, plot z kolczastych krzaków, ogródek a raczej cos co go przypomina, WC, no i zamykana na klucz chatka. Widok piękny. Godzina 19sta, zachód słońca, huk fal, długa i bezludna plaza, zero smieci. Rozbijam namiot, siedzimy przy ognisku, oni pala fajke z marokanska specjalnoscia, ja sie ślepie w gazyliony gwiazd ponad tym wszystkim. Jest genialnie. Znajomi, którzy wcześniej pomogli mi wtargać tutaj rower ida do domu, ja jeszcze robię kolacje, gospodarz herbate, po czym idziemy spać.

Bliski kolega Morfeusz nie zawiódł i zapewnił wydajną regenerację. Ciepły i nieco zroszony poranek przyszedł bardzo szybko. Jemy śniadanie i na koniec Mhamed pyta się czy nie miałbym dla niego bluzy. Mówię,że mam jedna i jest mi potrzebna i niestety nie mogę mu jej podarować.
Pakuję rzeczy, składam namiot, gospodarz wskazuje palcem na softshell i pyta się czy ta byłaby okej. Ja na to,że wiatrówka, ze mi się ciągle przydaję bo chroni przed wiatrem i zupełnie odpada. Zamiast niej mam t-shirt ( w sumie były trzy). Ocieplanego pozbyć się nie mogę,ale termoaktywny mnie nie zbawi. Dzięki, dzięki, rozmiar będzie okej, fotka na pożegnanie,wymiana adresów i razem schodzimy z wydmy, żegnamy się.

Po pięciu minutach sięgam do sakw po pomadkę ochronna, którą zawsze mam pod reką w wiatrowce. Kurtki nie ma. Doskonale pamietam jak ja upychałem kolo śpiwora,ale sprawdzam resztę sakw. Nigdzie jej nie widac.Jest tylko jedna możliwość, Mhamed ja sobie wziął. Mocno zaniepokojony albo raczej podk**** sytuacja, nerwowo kręcę pedałami ,zeby jak najszybciej wrócić do chatki na wydmie. Docieram na miejsce, krzyczę,wołam, pusto. Przeciskam sie ponad furtka a krzakami, nieco nadrywam przy tym spodnie i szukam kurtki. Nie ma. Nie dotykam jednak jego rzeczy, nie otwieram siatek. Ubrania wiszą na ścianie, jednak moich nie widzę.Zbiegam po wydmie i na migi pytam rolników o Mhameda.

"Tam jest,tam jest, siedzieć i czekac cierpliwie”.

Jezyk migowy i gra ciałem działa cuda.Taszczę najpierw sakwy, potem rower po piachu na gore i ide pod chatkę. Jest,wrócił.

"Mhamed! Bluz ruż se mła, tiszert e tła!, presął de mi frer(kłamstwo)"

On bez chwili namysłu odwraca się i wraca wraz z siatka,a w niej....moja kurtka! Nic nie mowie. Odchodzę najszybciej jak się da. Przebijam do drogi i jadę ile sil w nogach. Byle dalej.


Pomijając jej wartość materialna,która jest najwyższa z całego zestawu posiadanej przeze mnie odzieży, wiatrówki używam na co dzień i również wtedy kiedy nie jeżdżę. Naprawdę chce wierzyć,ze to głupia pomyłka,ze sie nie dogadaliśmy,ze te wszystkie gesty były przyjazne i prawdziwe tak jak je odebrałem, jednak faktem jest,ze Mhamed moja kurtka z sakwy wyjął sam. Szkoda,ze cale zajście zepsuło mi dzień,zachwiało wiarę w gościnność Maroka i nie dało spokoju przez długi czas....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz