wtorek, 22 marca 2011

Ku poludniu odc 4

Uruapan

Jednak najpierw, szybkie info: zdjecia do poprzedniego posta sa w picasie ( http://tinyurl.com/4rrddg8).
Myslalem,ze jak zmienie adres w skracarce to bedzie wyswietlany jako bezposredni link do galerii, jednak dalej nie wyskakuje i trzeba kopiowac, za utrudnienia przepraszamy, tymczasem..

Jest goroca, upalnie, przede mna wielki kopiec. Calkiem spory- cos jak nasze Rysy. Lagodne zbocza pna sie do gory,zero drzew,zero roslinnosci,czarna plama na horyzoncie z scietymi czubkami. Jak sie pozniej okaze, bucha dym,a pod stopami znajduje sie goracy piasek. Tak, to wulkan.


Wolaja na niego Paricutin i ma jakies 2500metrow wysokosci.
Wprawdzie z ta zielenia to przesadzilema,ale niewiele, poniewaz faktycznie z odleglosci kilku km drzew wcale nie widac.

Zeby dostac sie na szczyt trzeba sie przebic przez pole lawy. Brzmialoby to dramattycznie, jednak lawy jako takiej zobaczyc jest ciezko. Zamiast tego jest masa skal, tufu wulkanicznego i kamieni wyrzucoanych stopniowo przez 10 lat erupcji. Wulkan przebudzil sie ok 1942 i sial strac oraz spoustoszenie przez kolejne 9 lat. nie bylo gwaltownego wybuchu, lecz caly caykl wyzbywania sie setek ton materii nagromadzonej w srodku dymiacej gory.

Uzbrojeni w pare nowych skarpetek, pol kilo bananow, 3 litry wody i cos slodkiego, tuz po wyjsciu z autobusu, zagaduja nas 2 lokalsow z konmi czy nie potrzebujemy przewodnika. Jestesmy na to przygotowani, znamy cene, trenowalismy sztuke targowanie przez dekady, grzecznie mowimy : nie, dziekujemy:
:ale jest ciezko, trzeba konia, trudny szlak:
My mlodzi, my z Polandii, z niejednego wulkanu kamymni wybieralismy. Chca 400 peso, mowiono nam nie wiecej niz 250, idziemy ku wsi. Oni za nami. BYlem pewien,ze w koncu napadnie nas chmara nagabywaczy, a my podamy nasza cene. Troche sie przeliczylem. W zasadzie nie troche. ZUpelnie sie pomylilem:)

Razem przewodnikow bylo 3. Oprocz wspomnianych 2, spotkalismy jednego emerytowanego bez konia, ktory tlumaczyl,ze nie weekend,ze kazdy normalnie pracuje i ze przewdonikow eielu nie ma.
: e tam: pomyslal Rafal, beda na pewno. Nie bylo.

Pozostali ciagle za nami szli od czasu do czasu podpowiadajac droge. W koncu powiedzielismy,ze mamy 250 peso i tyle. Na co, przewodnik zaprponowal opcje ekonomiczna. Podprowadzi nas do sciezki i wskaze jak dosc do wulkany. OK! Glowny szlak faktycznie latwy do znalezienia nie byl, choc trudnoscia nie grzeszyl. Gdy doszlismy do :lawy:, sytuacja ulegla zmianie.

Widok fantastyczny. Wielka przestrzen, czarno, jakies kikuty drzew co 50 czy 100 metrow,szarobure ostre kamienie( zadnych glazow, jesli przyjmiemi,ze glaz zaczyna sie od 2metrwo srednicy)- przed nami owy kopiec. Szlak ku wulkanowi jest oznaczony kropkami naszprejowanymi biala farba. Nie ma tragedii, mozna isc. I szlismy. W jedna strone bylo calkiem ok, jednak w drodze powrotnej duzo trudniej. Zwlaszcza,ze sie zgubilismy na pustkowiiu ( siedlisk ludzkich brak). Bylo ciezko, bylo goraco, bylo super:) Wejscie na wulkan? 1h. Zejscie? 7 minut! Ale jakich minut!:) Nachylenie -+ 45%, luzne kamyczki zapychajace skarpeki, buty i pluca, piach i caly czas w dol. Poza widokami, zdecydowanie nalepszy punkt programu. Dotarlismy? Jasne, lecz ledwo zywi i wykonczeni.

A Uruapan? Pizdziszyn jakich malo. Brzydki, z hotelami na 1h, kosciolow nawt brak. Za to posiada jedna z najlepszych knajpek w jakiej mialem przyjemnosc sie stolowac w Meksyku. Wolaja na nia...Vulcano;)

Link do galerii: https://picasaweb.google.com/RafalCzy/Mexico8Uruapan#

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz