środa, 30 marca 2011

Ku poludniu odc 7

Puerto Escondido

Po Acapulco nadszedl czas na porzadne obijanie i nicnierobienie. Planowalismy sie temu oddac juz wczesniej,a po cichu liczylismy na jako takie fale co by sprobowac swoich sil w surfowaniu. PE okazalo sie do tego idealne i z kilku dni caly pobyt dobil tygodnia.

Bylo rewelacytjnie. PE jest mekka surferow i odbywaja sie tam coroczne miedzynarodowe zawody w tymze sporcie. Miescina to mala i samo w sobie zaoferowac moze niewiele. Jednak Pacyfik, plaze i ocean i plaze i piasek i te widoki i wielka woda i fale i plaze i...uzupelniaja liste atrakcji.




Hostel sie trafil calkiem fajny bo nie dosc,ze calkiem tani ( 83pesos czyli jakies 8dolarow) to jeszcze mial bilard za darmo, a piwo bylo pol darmo ( 12 peso czyli 1 dolar= w sklepie kosztuje 9peso:) Prowadzilo go dwoch Anglikow,braci czyli obecnosci bilarda chyba nie musze wyjasniac. Generalnie byl calkiem niezly. Mial ladny ogrod, mini basen z kladka, glowny pokoj dla wszystkich gosci, i pomimo pokojow sredniej urody, ogolnie ocenilbym go dosc wysoko.



A co sie dzialo w PE?

Surfing! Ot co!:) Wprawdzie poczatkowo nastawialem sie na kite-board, czyli deske z latawcem/skrzydlem,ale szybko dalem sie poniesc lokalnej atmosferze i zabralem sie zmaganie z oceanem. Dwa pierwsze dni to lekcje surfowania. Po szybkim kursie teoretycznym, nauce wioslowania i lapania fali znalezlismy sie w oceanie. I nawet, nawet cos wychodzilo. Nawet zlapalem sporo fal i nawet dalem rade ustac na desce do samej plazy. Radocha nieziemska, satysfakcja rowniez.



Po dwoch dniach juz mocno obolaly (jesli rowniez jak ja nie doceniales surfingu jako sportu i wydawal ci sie slizganiem spalonych obibobkow po balwankach bij sie w piersi!) jednak pelen energii i wiary w siebie wynajalem deske i sprobowalem sil sam na sam. No i...zaczely sie schody:P

Pierwsze podejscia byly skazane na porazke bo mialem za krotka, niestabilna i przeznaczona dla zaawansowanych deske. Poza tym, nie bylo fal i nic mi i tak nie wychodzilo.

Nastepnego dnia udalismy sie na plaze,gdzie fale mialy byc spore i gdzie jest duuuzo miejsca. Deska, jest. Koszulka,jest. Checi,sa. To idziemy.Paredziesiat intensywnych machniec ramionami i jestem w grupie opalonych,kudlatych, atletycznych gosci bujajacyh sie na falach czekajac na ta idealna. Ja na swojej dlugiej, grubej i szerokiej desce ( longboard) wprawdzie nieco odstawalem od reszty jednak jak oni moga to i ja.
Nie. Znaczy tak, oni moga. Ja nie;)

Pierwsza fala,ktora probowalem zlapac zmiotla mnie totalnie. Okazala sie monstrum ( 2 metry to duzo, wierzcie mi), ktore prze naprzod niczym maluch z zamontowanym plugiem przez styczniowy krajobraz podlubelskiej wioski i jest tak samo halasliwa. Co gorsza, zmieciony pierwszym atakiem znalazlem sie w miejscu zalamywania kolejnych fal,ktore nadeszly tuz po tej wczesniejszej. Ledwo zdarzylem wystawic glowe ponad powierzchnie i zaczerpnac powietrza, a zostalem zmieciony przez druga rownie duza kolezanka. Po chwili znalazlem sie przy brzegu, zdyszany, kaszlacy i jeszcze bardziej obolaly. Przyznam sie bez bicia,ze troche bylo strasznie,ale tylko troche. Adrenalina robi swoje,a tej mi tego dnia nie brakowalo. Walczylem dalej, chociaz momentami bylo naprawde hardcorowo.

Niepotrzebnie sie rzucilem na ambitny teren,a ocean szybko dal mi nauczke. Potem probowalem zlapac fale blizej brzegu,ale te byly dalej silne i trudne do ujezdzenia. Tak tego dnia,warunku nie sprzyjaly nowicjuszom wiec przenieslismy sie na plaze blizej naszego hostelu. Tam bylo lepiej-fale byly lagodniejsze,ale wyczucie deski i odpowiedniego momentu nie jest rzecza prosta.

Kolejnego dnia nie zlozylem broni i dalej zmagalem sie z oceanem. Bylo super,ale w porownaniu z pierwszymi dniami,gdzie instruktor wyposazony w pletwy i lata praktyki rozpedzal deske i krzyczal zeby wstawac, surfowaniem bym tego nie nazwal. Morale nieco spadly, miesnie zaczely dokuczac coraz bardziej, pozdzierana skora na brzuchu i klatce tez, w piatek powiedzialem 'starczy' i wylegiwalem sie na sloncu.

Surfing to rewelacyjna sprawa. Ludzie sie pozytywnie nastawieni i chetnie pomagaja,a przy okresie bez fal, kazdy siedzi na desce, gapi sie w horyzont i zagaduje innych. Potrzeba porzadnego sniadania, deski i mnostwa wytrwalosci, wtedy wychodzi...albo i nie:) Tak czy inaczej, kilka lekcji wiecej ( a w PE jest szkola surfowania rodem z PL), troche praktyki i mozna zagadywac surfetki o rozmiar ich desek:>

Galeria w Picasa:

galeria Puerto Escondido

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz