poniedziałek, 11 lipca 2011

Cotygodniowe niedzielne wydanie wieczorne

Czyli witam wszystkich blogoczytaczy w ostatnio dość regularnie wydawanym tygodniku pod tytułem " A co tam u Ciebie?".

W dzisiejszym odcinku podejmiemy się analizy udanego weekendu. Malkontenci co chociaż raz wypili ze mną jedną Perłę od razu rzekną,że wystarczy gdy nie będzie on przesiedziany w domu. I muszę przyznać,że na tym moja złożoność się kończy i nie pozostałoby mi nic innego jak im przytaknąć,jednak po co tak upraszczać?:>

Jak na przyzwoity weekend przystało, zaczął się on już w piątek. Wprawdzie sobota to niestety kolejny dzień pracy, jednak napełniony nadzieją dnia poprzedniego nie zasypiałem na porannych zajęciach, a i studentom ingliszowanie weselej szło ( o zależności humoru nauczyciela i wydajności intelektualnej uczniów będę musiał poświęcić przynajmniej jeden odcinek programu)

Jednak po kolei.

Piątek. 11:30. Jak co 5ty dzień tygodnia tuż po pierwszych zajęciach przetransportowuje się Instytutu Kulturalnego Imienia Jaime Sabines, który jest regionalnym pisarzem, poetą, aktywistą kulturalnym, innymi słowy dumnie to ujmując człowiekiem pióra. Placówka mieszcząca galerię, coś a la salę konferencyjną oraz bibliotekę. W tej ostatniej, dzięki pomocy i współpracy z U.S.A, powstało miejsce przeznaczone na naukę języka angielskiego, bardzo przyzwoicie zaopatrzone w słowniki, książki, oraz tygodniki i miesięczniki w oryginalnym wydaniu znaczy się po ingliszmeńsku. Zakątek nazywa się Róg Benjamina Franklina i jego pracownicy zainicjowali bezpłatne konwersacje dla każdego kto ma czas, chęci i odrobinę odwagi,żeby przyjść i pogimnastykować mózgownicę i język po nieichniemu. Tak się złożyło,że osobą, która w każdy piątek prowadzi takie spotkania jestem ja, i powolutku, krok po kroku, z tygodnia na tydzień przybywa chętnych, przyprowadzających ze sobą siostry, córki, babcie, wujków i sąsiadów.

Rozmawiamy sobie o czym popadnie, czasem dyskutując po hiszpańsku lecz w głównej mierze większość na tyle ile potrafi produkuje się w języku obcym. Muszę przyznać,że grupa się rozkręca i czas mija bardzo szybko. Poza tym,że człowiek się udziela w czymś na wzór wolontariatu to ma fenomenalną szansę poznać ciekawych ludzi, dowiedzieć się nowych rzeczy czy zwyczajnie pogadać o atrakcjach w okolicy. Jednym słowem git.

Ostatnio pojawiła się przeurocza reprezentantka rasy latynoskiej o węglowych oczach, czarnych błyszczących włosach, która tańczy i się wspina więc kwestię jędrności oraz opływowości miednicy jak i pozostałych części ciała pozostawiam wyobraźni drogich blogoprzeglądaczy:]

Do tego, jak na lokalne warunki była dość wysoka, ślicznie się uśmiecha i nieźle radzi sobie z angielskim..

Jeśli jednak ktokolwiek myślał,że będzie to wstęp do namiętnego polsko chiapaskiego romansu, to muszę z pełną okrutnością stwierdzić,że się przeliczył. Raz,ów kontakt trzeciego stopnia nie miał miejsca. Dwa, nawet jeśli nasze umysły wykazały się nadprodukcją substancji chemicznych uszczęśliwiaczy to taka informacja nie została by opublkiwana. Niestety redakcja podchodzi do niektórych kwestii bardzo autorytarnie i cenzura mieli takie wypociny jak nasz zepsuty mikser banany.

Wracając do weekendu: nowa uczestniczka konwersacji okazała się bardzo miłą i socjalną osobą zapraszając mnie i Maćka na urodzinową imprezę jej koleżanki, Angielki, która również się wspina i która również zmagała się ze studentami jako nauczycielka jeno w swoim dialekcie.

Tym samym co by za bardzo się nie rozwodząć, przejdę do soboty wieczór.

Było genialnie!

Z góry wiedziałem,że będzie to impreza z basenem i jedną z głównych atrakcji będzie moczenie tyłka w wodzie,a taka wizja wydała mi się wyjątkowo kusząca. Burza oraz dwugodzinny nieustający deszcz nieco pokrzyżował nam plany jednak jak zaraz napiszę kąpiel się odbyła i to nie byle jaka.

W sumie zebrało się jakieś 20-25 osób. Większość z nich wspinacze, część znajomi znajomych. Było kilkoro zagranicznych, było piwo, były przekąski, było dużo gadania. Było fajnie.

Impreza rozkręciła się około 21 ( przjechaliśmy na -+ 17), kiedy część chłopaków zaczeła wrzucać dziewczyny do wody. Po nich nastąpiła kolej na Polaków, a po nas w ruch poszli już wszyscy:) Bez wyjątku.Z wąsem, z zegarkiem, w spodniach czy bez, każdy prędzej czy później leciał przez kilka sekund przbywając oszałąmiający dystans 3 metrów. Nikt się nie pieklił, część była już na to mentalnie przygotowana, część wykazująca się uporem latała paręnaście razy, każdy bawił się przednio.

Pod koniec nieco wiało chłodem, zwłaszcza,że na zmianę zostały mi tylko spodenki kąpielowe, jednak w samych gatkach podwieźli mnie nad ranem pod sam dom.

No dobra,a niedziela?

Po 4 godzinach snu,pobudka, szybkie śniadanie i atrakcje, iście malownicze atrakcje;)

Tym samym,obiecując uzupełnienie bloga o nowy odcinek programu "A co tam u Ciebie?" żegnam się z Państwem i idę spać.

1 komentarz: