czwartek, 21 lipca 2011

Z innej beczki

Meksyk..

(Podobno) Kraj całkowicie kontrolowany przez kartele narkotykowe, mafiozów, ludzi trudniących się przemytem innych ludzi i transportowaniem ich przez całe terytorium aż do granic Wielkiego Brata. Najgorzej jest na północy,jednak Chiapas to region graniczący z Gwatemalą i każdy kto nie ma dokumentów,a chce dotrzeć wyżej musi, musi pokonać tutejsze okolice.

Kraj gdzie każdego można kupić, gdzie generałowie dorabiają na boku współpracując ze światkiem przestępczym, gdzie kadencja szefa policji trwa krócej niż słoneczne dni lata w Polsce.

..Podobno..

Kraj, w którym ludzie nie ufają rządowi, a bywa i tak,że wobec obojętności władz i bezradności sami wymierzają sprawiedliwość. Wyższe stanowiska urzędnicze to jedna wielka rodzina w znaczeniu dosłownym, kryjąca siebie nawzajem i na tyle hermetyczna,że dostać się równie ciężko jak wydostać.

..podobno..

Kraj,który za sąsiada ma największego producenta broni na świecie na dodatek umożliwiającego swoim obywatelom paradując po ulicach z .38 za paskiem spodni lub pod poduszką. Nic dziwnego,że gangi dysponują coraz to bardziej zaawansowaną technologią i wyposażeniem, również tym zbrojnym. Brzmi znajomo? Racja. W każdym dzienniku każdego zakątka na Ziemi padają podobne stwierdzenia. W Meksyku nabierają tylko nieco innego formatu.

Do niedawana nie zdawałem sobie sprawy z tak głęboko zakorzenionej i wszechobecnej patologii panującej w Meksyku. Wszystko to co napisałem wyżej można przeczytać w gazetach do tego udekorowane w zdjęcia ciał w czarnych workach, łuski na ulicach i zatrważające statystki, z których wynika,że w rewolucji Meksykańskiej zginęło mniej ludzi niż w przeciągu kilku ostatnich lat w skutek wojen karteli narkotykowych.

Na północy kraju w miastach jak Ciudad Juarez czy Tijuana pozycja menedżera w większych firmach dorównuje zarobkom prezesów czy dyrektorów w innych częściach kraju. Nikt nie chce tam pracować, nikt nie chce obejmować stanowisk potencjalnie narażających cię na kontakt z mafią. A o tej słyszy się rzeczy najróżniejsze. Baseny wielkości stawów z rekinami czy delfinami to dla mnie nowość, zwłaszcza gdy porówna się do tego własny helikopter, Maybach czy prywatną wyspę; jakie to banalne i niekreatywne.

Żyjesz w takim kraju i się zastanawiasz kiedy to się zmieni, kiedy ludzie odzwyczają się od przemocy, kiedy zaczną głosować z nadzieją na poprawę ( wyjątkowo naiwny przykład, wiem). Kiedy wojsko będzie na tyle silne,żeby stawić czoła armii przybierającej na sile i wymiarach oraz potędze trudniej do oszacowania. Szybko dochodzisz do wniosku,że chyba ...nigdy.

Dla Meksyku nie ma nadziei, nie ma ratunku, nie ma alternatywy. Żyje swoim leniwym tempem, z uśpioną gospodarką i potencjałem zarówno ludzkim jak i surowcowym. Z samej turystyki można by napędzić kilka wielkich miast,a różnorodność geograficzna w jest oszałamiająca.

Dzięki temu, trochę lepiej rozumiem Meksykanów. Co tu się przejmować kokainą, heroiną, bronią, jak trzeba zatankować, wykarmić swoją gromadkę, odwiedzić liczne kuzynostwo. I piszę to bez żadnej złośliwości. Lokalni wydają się żyć własnym tempem, pozbawionym większych ambicji,planów czy abstrakcyjnego myślenia, którego taki ja na przykład jest pełen po brzegi. Jak z resztą można myśleć o naprawie własnego kraju, jak zewsząd docierają głosy o wykryciu kolejnych skandali, łapówek, machlojek ludzi,którzy powinni służyć innym,albo przynajmniej wykonywać swoje obowiązki. Rząd jest słaby i nie wie jak pokonać najgroźniejszego rywala. Można liczyć,że narcosi sami się wybiją jednak zawsze przyjdą kolejni. Ludzie nie przestaną ćpać, a nawet jakby im się znudziło to jest można się zabrać za hotele, kasyna czy szpitale. Rynek jest ogromny,a możliwości nieograniczone. Wcale się nie dziwię,że ludność ma dużo w nosie.

Jasne, można działać, nadzieja umiera ostatnia, trzeba rewolucji, ludzie się zbuntują, będą walczyć o swoje. Póki co wcale tego nie widać. Wprawdzie wydarzenia na Bliskim Wschodzie udowodniają,że czasem wystarczy jeden incydent,żeby uruchomić lawinę niezadowolenia i uwolnić kumulowaną przez dekady frustrację,ale ile znamy takich przypadków, ile faktycznie przekształciło struktury społeczeństw. Północna Afryka jest obecnie niestabilna, wielcy tego świata czekają co się stanie i nie wiedzą do kogo wystawią dłoń jeśli w ogóle będą jakkolwiek reagować.

Biedni pracują na plantacjach bo nie mają wyboru. Rolnictwo małodochodowe, reformy znikome, dotacje nie istnieją. Za to gotówka wpływa do kieszeni. Czy fasola, kukurydza czy plantacje marichuany, rolnikom robi to niewielką różnicę. Jedno i drugie się sadzi, o jedno i drugie trzeba dbać i uprawiać. Z resztą z samej marichuany narcosi się tak wysoko nie wybili.

Oczywiście problem jest dużo bardziej złożony. Danymi nie dysponuje żadnymi, tak samo jak obyciem w owym światku czy informacjami z pierwszej ręki. To wszystko zasłyszane, powtórzone, ubarwione i pozmieniane. Ktoś coś wie, jedni drugim przekazują. Nie wiem jak duże, aczkolwiek ziarno prawdy w tym jest i to co mi w głowie się kołata przelałem na klawiaturę.

Człowiek się tego wszystkiego nasłuchał, zmartwił, szarość zalała kolory. Rada innych, którzy przeszli ten etap? Możesz zrobić dokładnie nic. Chcesz napisać list do organizacji międzynarodowych? Powodzenia. Chcesz się przeciwstawić facetom w pick-upie, z paskiem z wielką klamrą i tatuażami zachodzącymi na szyję? Proszę bardzo.

Jako szaraczek wracasz do swojej pracy, rodziny, piwa w weekend i o tym nie myślisz. Niektórzy chcieliby opuścić kraj, wyjechać, zapomnieć. Inni liczą,że nigdy ich nic złego nie spotka i biorąc pod uwagę liczbę 108 milionów obywateli jest w tym logika.

A ja? Wracam do Polski na święta Bożego Narodzenia. Zostawać na stałe mi się nie widzi, jednak mostów za sobą nie palę. Jakby mi się nie podobało, to w tym właśnie momencie pewnie bym narzekał na pogodowe anomalie i kolejny spartaczony przez aurę weekend. Zagrożenia nieco inne niż w Polsce, jednak tych się nie wyeliminuje, zawsze były,są i będą. Tak naprawdę to bardzo chciałbym zobaczyć czy dalej będzie tak samo. Czy jak za dziesięć lat jak porozmawiam z tymi samymi ludźmi, czasem Europejczykami mieszkającymi tutaj już na stałe, będzie tak samo, lepiej,a może jeszcze gorzej. Nie jest tragicznie. Każdy kraj ma swoje patologie, niektóre na tyle poważne,że jakby zniknęły z powierzchni globu część z nas zwyczajnie by odetchnęła,a może nawet i uśmiechnęła. Co się zmieni? Nie mam pojęcia,ale COŚ na pewno..

3 komentarze:

  1. Ciekaw jestem ile kosztuje gitara meksykańska 6- cio strunowa, ta a wielkim pudłem...
    Gdybyś się dopytał...

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przesyłką? Pewnie więcej niż w PL

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie tak...Ale ....Dostać nie ma gdzie...

    OdpowiedzUsuń