poniedziałek, 18 lipca 2011

Z cyklu niedzielne wycieczki vol 4

Tonina


Sobota minęła leniwie, baardzo leniwie.

Jedną z wieczornych opcji były walki Lucha Libre czyli Meksykański Wrestling jednak z braku chętnych jak i w moim przypadku braku chęci pomysł padł. Ogólnie rzecz biorąc po pracy chciało mi się spać. I spało się całkiem miło. Jeszcze milej obejrzało się później film i na tym dzień się zakończył.

Jednak jeden dzionek nicnierobienia to wystarczający czas i wraz z nastaniem niedzieli duch obiboka zniknął ( zapewne do kolejnej soboty).

Tym razem w głowie wykiełkował plan poznania nieco odmiennej krainy, nieco bardziej oddalonej i obfitującej w atrakcje, a w zasadzie atrakcję innej skali. Mianowicie, piramidy. I to nie byle jakie bo spore, inaczej zbudowane i inaczej ułożone. Kilka tego typu miejsc już widziałem jednak dalej mi mało i za każdym razem zbieram szczękę z podłogi.

Wyjazd o 9 zero zero. Wpierw San Cristobal skąd przesiadka i busem telepiemy się ciasnymi górskimi drogami do Ocosingo. Tam krótki spacer po mieścinie, odwiedzamy targ gdzie znajdujemy rewelacyjną budkę z tanim i smacznym lokalnym jedzeniem, po czym kolejnym busem docieramy na miejsce.

Człowiek nieco się nasiedział, droga była uciążliwa i długa, a przecież tak samo trzeba było wrócić,ale było warto.

Cały kompleks zachował się w całkiem dobrym stanie. Co się zepsuło, rozpadło, ludzie rozniesli, podlega renowacji i według mapy, którą potem widzieliśmy w muzeum obecnie można zobaczyć większość tego co przyczyniło się do upadku potężnego Palenque.



Co ciekawe, po piramidach można chodzić, niemal wszędzie wejść i zajrzeć. Nie wiem jak to wpływa na trwałość,ale frajda jest nieprzeciętna i każdy łazi gdzie tylko ma ochotę.




W sumie przesiedziałem niemal osiem godzin w różnych środkach transportu. Jak na jeden dzień lekka przesada,ale za bardzo alternatywy nie było. Inna sprawa,że kilometrów jest tylko 170,lecz w Meksyku odległości mierzy się w godzinach a nie kilometrach, do czego muszę znowu przyzwyczaić przed zbliżającym się sierpniem:)




Pełna galeria na Picasa:


galeria Tonina

4 komentarze:

  1. No właśnie, Twojej osoby na zdjęciach więcej- i to chodzi....
    Pozdrawiam J.W

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby do każdego wpisu, była dołączona mapka z miejscami opisywanymi???

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak jestem sam, pstrykam to co widzę, z kimś zawsze gdzieś tam na zdjęciach się przewinę.

    Odnośnie map- to moim zdaniem raczej zbyteczny gadżet. Tonina, Chiapas, Meksyk jako współrzędne w Google Maps spokojnie wystarczają:>

    OdpowiedzUsuń
  4. No ...Tez prawda...Sprawdzałem te wszystkie Twoje wojaże, na tej mapie.Także w Atlasie Świata -mam go w wydaniu albumowym...

    OdpowiedzUsuń