piątek, 1 lipca 2011

Lato

Lato w Tuxtli to ciekawe zjawisko. Zamiast jak zawsze wyczekiwać słońca, końca deszczowego czerwca ( a może to był właśnie lipiec?)i myśleć o kupnie tanich biletów na dorywczą pracę w Jukej, człowiek cieszy się,że przyszło zimno. Wprawdzie po upałach majowych,które są najmocniej dające się we znaki w całym roku, śladu nie ma i zostało jedynie potliwe wspomnienie,a zimno to niższa temperatura o jakieś pięć stopni to radość roznosi się po domu. Rozprzestrzenia się tak samo równomiernie jak hałas spadających kropli deszczu dudniących o dach i ulicę. Jako,że pora deszczowa się właśnie rozkręca na dobre, prażącego potworka nie było widać od dwóch dni,tak samo długo jak nie nosiłem mokasynów od momentu jak przemokły i uparcie odmawiały wyzbycia się ostatnich kropel wody. Czasem leje przez 20 minut czasem pada całą noc. Czasem zamienia chodniki w potoki czasem niemrawo tłucze w parapet których tutaj nie posiadam.

Jest inaczej, przyjemniej. Pogoda stała się jak kobieta, nieprzewidywalna i kapryśna. Wcześniej była jak obrady sejmu, kiedy byś nie włączył,zawsze takie same. Był w tym pewien urok, nierzadko męczący żarem i ciężarem jednak również niosący wygodę i gwarancję niebieskiego nieba. Teraz codziennie można oglądać wszelakie wariacje kumulusostratysów, licząc po cichu,że zacznie lać jak dojdziesz do pracy,albo jak wrócisz do domu.

W skrócie: jest inaczej. Najintensywniejsze opady przede mną więc zmienić może się sporo,póki co jest git i przy tym obstaję:)

1 komentarz:

  1. Twój skrótowy sposób wyrazania myśli - jest rewelacyjny, a puentujace dowcipy wręcz zadziwiają.
    Józef W.

    OdpowiedzUsuń