sobota, 17 września 2011

Wakacyjne retrospekcje- Jukatan-Playa del Carmen oraz Isla Mujeres

Zdjęć z Playa nie mam żadnych. Tak wiem, wstyd i hańba. Tak jak liczyłem,po beztroskim i cudnym Tulum, Playa nie miała zbyt wiele do zaoferowania. I tak było lepiej niż się spodziewałem, bo pomimo stad turystów, które to zapewne leczyły kaca po weekendzie ( był poniedziałek), można sobie połazić po bulwarze-deptaku. O fajne miejsce na piwo, po prostu piwo, było trudnawo,aczkolwiek jak ktoś gustuje jest wybór przeróżnych kuchni świata, kafejek oraz kilkugwiazdkowych spelunek. Oprócz tego, do ciekawostek Tulum należy zaliczyć możliwość kupna kokainy tuż po wyjściu z dworca autobusowego, tego głównego, tuż przy owym bulwarze i to kilka razy tej samej nocy o ofertach meksykańskich rozkoszy nie wspominając. Jakby ktoś miał dużo pieniędzy to zawsze może kupić sobie koszulkę do pływania czy spodenki raptem 20% niż w takim samym sklepie, tylko że w innym mieście.

Byliśmy krótko, spotkało się fajnych ludzi, morze mokre,a słońce gorące, bez żalu jednak ruszyliśmy ku Cancun tylko po to,żeby przedostać się na Wyspę Kobiet.

Po drodze nawinęła się ekipa z hostelu z Tulum i jakoś tak po cichu liczyłem,że będzie wesoło. Kobiet na Isla Mujeres wprawdzie za dużo nie było, jednak wybór hostelowy spokojnie nam wystarczał.

Od razu muszę uprzedzić,że zdjęć z tej rajskiej wyspy nie mam żadnych. Na usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć,że było tak bosko,że mi się nie chciało;P Plaża, ciepłe i idealnie czyste Karaibskie morze, palmy oraz drzemka pod nimi...nie chciało mi się. Naprawdę. Jeśli ktoś widział pocztówki z wygiętą ku wodzie rośliną kokosopodobną, niebieskim niebem i białym piaskiem to właśnie tak tam jest! hehhe

A na plaży potrzebna jedynie kapelusz, krem i książka. Ujęcia, światło, jakaś dziwnie brzmiąca przesłona...Na szczęście Maciek zrobił zdjęć nieco więcej niż ja ( a o to przecie nietrudno) to nawet, nawet będzie co wrzucić na bloga.

Na promie ku wyspie. Ten duży to Alex ( Anglia) taki mniejszy to Alejandro ( Niemcy), Sisi ( Chiny).

Błogo
Życie na Jukatanie jest ciężkie

Druga strona wyspy,a tam dokarmiane przez ludzi ryby nie tylko się nie boją,ale wręcz domagają czegoś do jedzenia. Rafa malutka,ale za to bardzo łatwo dostępna i urokliwa.

Poc-na?

Nazwa hostelu, jednego z dwóch,,może trzech na całej wyspie. Pierwszego w Meksyku i uznawanego za najlepszy. Czasem miliony much mają rację:)

Nie dość,że był tani ( 32zł) to miał wszystko co dobremu hostelowi potrzeba. Od razu piszę,że mi za nic nie płacili. Tam naprawdę tak mi się podobało.

Była dobra i tania kuchnia. Był bilard, czyli salon gier wraz z TV i filmami, dla tych którzy muszą nadrabiać serialowe zaległości, albo, albo? Była muzyka na żywo i to pierwsza klasa. Było boisko do siatki, plaża,a na niej bar! A w barze codziennie od godziny 23 impreza. Jak chcesz, tańczysz, jak nie, siedzisz przy pieńkach, wkoło nich, albo okupujesz hamak. Obsługa miła, lokalizacja dobra. Czego chcieć więcej??

Spotkało się więcej ludzi,pozytywnych i otwartych. Z częścią z nich potem piliśmy piwo w Meridzie, część z nich wpadła do nas do Tuxli. Wakacje w prawdziwie udanym wydaniu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz